środa, 31 marca 2010
Wniosek 1: Skupienie się na Climatic Research Unit i osobie prof. Jonesa było w dużej mierze chybione. W kwestii zarzutów dotyczących odmowy udzielenia dostępu do surowych danych oraz kodów komputerowych przez prof. Jonesa Komisja uznaje, że działania profesora nie odbiegały od normalnej praktyki stosowanej w kręgach klimatologicznych. Komisja sugeruje, że społeczność klimatologiczna powinna rozważyć zwiększenie przejrzystości poprzez publikowanie surowych danych i szczegółowych opisów metodologii. W kwestii zarzutów związanych z ustawą o swobodzie dostępu do informacji Komisja uznaje, że odpowiedzialność spoczywa głównie po stronie Uniwersytetu Wschodniej Anglii, a nie Climatic Research Unit. Polscy dziennikarze samo rozpoczęcie dochodzenia przez komisję parlamentarną uznali za potwierdzenie swoich urojeń o "notorycznym fałszowaniu danych klimatycznych". Ciekawe, czy poinformują czytelników o wynikach tego dochodzenia?
wtorek, 30 marca 2010
sobota, 27 marca 2010
Nieopatrznie zajrzałem do "Niezbędnika inteligenta" tygodnika "Polityka", gdzie w ramach edukacji naszego społeczeństwa w temacie zmian klimatu opublikowano najnowsze dzieło prof. Jaworowskiego. Może nie do końca najnowsze, bo w dużej części jest to ten sam artykuł, który "Polityka" zamieściła dwa lata temu. Nie wiem czy jest sens prostować każdy błąd, każdą manipulację i każde kłamstwo prof. Jaworowskiego -- jest tego po prostu zbyt dużo -- poniżej więc mała próbka argumentacji eksperta "Polityki". Jak pewnie wiecie, prof. Jaworowski konsekwentnie, od lat, straszy nadchodzącą epoką lodową. Kiedy w 2008 roku pisał "Idzie zimno", denializm klimatyczny ekscytował się styczniową wartością anomalii temperatur, którą była w okolicy średniej wieloletniej, czyli niższa niż wartości które zdarzały się w ciągu poprzednich 10 lat. A ponieważ poprzedzający styczeń 2007 był rekordowo ciepły, 12-miesięczna różnica pomiędzy tymi wartościami była tym bardziej spektakularna. Prof. Jaworowski pisał więc o "gwałtownych oziębieniu", które najwidoczniej miało zwiastować niechybne zlodowacenie: Tegoroczna polska zima była lekka. Średnia temperatura stycznia mierzona na Okęciu była o 4,8oC wyższa od długoterminowej wynoszącej -1,1oC (informacja od prof. H. Lorenc z IMGW). Dzięki temu mniej zapłaciliśmy za gaz i węgiel, ale w skali całego globu nie było tak różowo. Cztery główne systemy monitorowania temperatury Ziemi (angielski Hadley-CRUT i amerykańskie GISS, UAH i RSS) stwierdziły, że nad lądami i morzem oraz w dolnej troposferze styczeń 2008 r. był wyjątkowo zimny, według GISS aż o 0,75oC chłodniejszy niż rok temu. Miesięczna wartość średnia globalnej temperatury była więc niska, ale pomimo tego w Polsce mieliśmy cieplejszą niż zwykle zimę. Logiczne byłoby zatem, gdyby w uaktualnionej wersji artykułu z "Niezbędnika inteligenta", prof. Jaworowski uświadomił czytelników że obecnie mamy do czynienia z sytuacją dokładnie odwrotną. A gdzie tam. Ponieważ pisanie o rekordowo ciepłej zimie 2010 mogłoby wygenerować u czytającego "Idzie zimno" pewien dysonans poznawczy, prof. Jaworowski, w trosce o spójność wywodu, postanowił pominąć tę część w której powołuje się na jakieś dane klimatyczne, i zamiast tego oprzeć się o dowody anegdotyczne: Zgodnie z raportem Intergovernmental Panel on Climate Change (IPCC -- Międzyrządowego Zespołu do spraw Zmiany Klimatu) z 2007 r., całe ocieplenie klimatu w ciągu XX w. wyniosło 0,74oC. Jednak z końcem pierwszej dekady XXI w. zimy przypomniały o sobie; co i rusz dowiadywaliśmy się o kolejnych rekordach opadów śniegu lub mrozów w coraz to nowych rejonach świata.
wtorek, 23 marca 2010
czwartek, 18 marca 2010
wtorek, 16 marca 2010
Niestrudzone Science and Public Policy Institute, po raporcie Wattsa i D'Aleo wydało kolejną "sceptyczną" publikację, tym razem autorstwa Nicola Scafetty, fizyka z Duke University. Ponieważ poglądy Scafetty często są wymieniane jako dowód na to, że samo środowisko naukowe nie jest w kwestii globalnego ocieplenia jednomyślne, warto przyjrzeć się jego argumentom.
środa, 03 marca 2010
Ze zdumieniem obserwuję w internetach rzecz niebywałą -- nagonka na klimatologów i IPCC okazała się zbyt skuteczna, i zaczęła w końcu przeszkadzać co bardziej umiarkowanym "sceptykom". Można to było przewidzieć: jeśli denialiści przyzwyczaili się, że dziennikarze będą powtarzać każde, nawet najbardziej nonsensowne ich oskarżenia i teorie spiskowe, bez prób weryfikacji podstawowych faktów, to w końcu ktoś dżampnie szarka i sprzeda mediom naprawdę koszmarną bzdurę. Nastąpiło to w styczniu, gdy Science and Public Policy Institute, piórem Anthony'ego Wattsa i Josepha D'Aleo, oskarżył amerykańską agencję NOAA o świadome usuwanie z bazy danych meteorologicznych GHCN pomiarów pochodzących ze stacji położonych w zimnych regionach, co miało skutkować sfabrykowaniem globalnego ocieplenia tam, gdzie go nie było. By zweryfikować hipotezę pierwszą (że NOAA coś specjalnie kasowała), wystarczyło zajrzeć do dokumentacji opisującej pochodzenie danych w bazie GHCN i sposoby ich aktualizacji. Falsyfikacja hipotezy drugiej (że obserwowany wzrost średniej temperatury to skutek spadku ilości stacji powoduje ) wymagała trochę więcej wysiłku, ale zdążyło to zrobić już pół internetu.
Biorąc pod uwagę to, że błąd IPCC dotyczący tempa topnienia lodowców, był zdaniem niektórych był wystarczającym powodem by rozgonić przekupnych i nierzetelnych naukowców na cztery wiatry, oczekuję teraz równie wyważonej reakcji na błędy denialistów. Zaczynając od redakcji Wprost. |
Archiwum
Zakładki:
Blog Science
Blogi klimatologiczne
Dane
Debata
Edukacja
FAQ
Narzędzia
Po polsku
Polityka, ekonomia i technologia
Raporty
Ttdkn i okolice
doskonaleszare(małpa)gmail.com
|